Adamie przykro to mówić, ale ... zapomnij. Jedna taka flara daje 15tys lm światła - musiałbyś wziąć diody o mocy rzędu 120W. Dlatego race pirotechniczne i flary na spadochronach stosuje się w wojsku do dziś.
Moje doświadczenie pokazuje, że do takich zdjęć bardzo dobrze sprawdzają się dwie lampy błyskowe Metz 64 AF-1C, jedna na aparacie, druga obok, synchronizowana po podczerwieni (te lampy to potrafią). Mam podobną lampę, to jest potęga światła, wielokrotnie robiłem zdjęcia opraw i na bloku obok był cień fotografowanej oprawy. Taka lampa ma liczbę przewodnią 64 a to znaczy, że dla czułości 100 przy 30m możesz śmiało użyć przesłony równej 2. Moc jest taka, że jeśli masz choćby odrobinę kurzu na szybce i lampa wali pełną mocą, to kurz się przypala i czuć charakterystyczny zapach. Do takiej lampy od razu warto kupic zasilacz wysokiego napięcia (powerpack) bo akumulatorki AA prędko się rozładowują i bardzo grzeją.
edit
Mówimy o lampie o takiej mocy, że da się oświetlić spory kawał ulicy i to tak mocno, że światło typowych opraw rtęciowych praktycznie nie istnieje:

Powyższe zdjęcie zrobione przez przeciętny obiektyw i zaledwie półprofesjonalną lustrzankę.
Nie znam silniejszego światła w fotografii niż lampa błyskowa o dużej liczbie przewodniej, wspomniany Metz jest jedną z najlepszych takich lamp. Wyżej są już tylko lampy błyskowe stacjonarne lub wyładowcze takie jak choćby ARRI lub Bron Kobold.
Ponadto nikt nie zabrania czegoś, co się nazywa "malowanie światłem". Stawiasz aparat na statywie, otwierasz migawkę na np. 30 sekund i na budynek pakujesz serię błysków z różnych miejsc (spoza kadru lub nie). Przy lampie błyskowej o liczbie przewodniej rzędu 60 lub 70 wystarczy kilka błysków i masz pięknie oświetlony plan.
Metz robił swego czasu lampy o liczbie 76 to naprawdę jest kopniak, kiedyś robiłem zdjęcia ślubne z taką lampą - dajesz ją do góry i nawet w kościele robi się jaśniej.
Nawet jedna zwykła lampa błyskowa o liczbie 58 potrafi swoje zdziałać:

Lubię dobre światło.