przez MRP200 » 29 września 2012, 23:01
Miałem kilka lat temu okazję instalować dość rozbudowaną instalację ochronników przepięciowych. Był to zresztą po części mój projekt. W złączach oraz rozdzielniach głównych założyliśmy ochronniki klasy B, natomiast we wszystkich dalszych rozdzielniach - klasy C. Obie instalowane w budynkach użyteczności publicznej. Tutaj też mała uwaga. Stosując oddzielne ochronniki B oraz C trzeba zachować ich koordynację. Oznacza to, że należy je instalować w odpowiedniej odległości od siebie, przy czym istotna jest tutaj minimalna długość połączeń, a jeżeli tego warunku nie można spełnić, to wtedy pomiędzy obiema stopniami stosuje się specjalne dławiki o niskiej indukcyjności. Nietrudno domyślić się, że chodzi tutaj o impedancję połączeń. Trzeba też wiedzieć, że oba stopnie mają inną wytrzymałość na przepływ prądu udarowego (stopień B ma większą), tak więc taka koordynacją jest bardzo ważna. Generalnie stopień B powinien przejąć największą część prądu wyładowczego. Zastosowanie zintegrowanych ochronników B+C niweluje ten problem. Ważne jest też bezpośrednie uziemienie miejsca zainstalowania ochronników B lub B+C, co wynika z Faktu, że ewentualne przepięcie piorunowe powinno być odprowadzone jak najkrótszą drogą do ziemi. Pamiętajmy też, o czym wspomniałem w innym wątku, że ochronniki nie są urządzeniem trwałym, dlatego należy regularnie kontrolować ich stan techniczny. Szczególnie należy to robić po nawet podejrzeniu bezpośredniego wyładowania w obiekt lub w linię zasilającą. Jest to o tyle ważne, że ochronniki spełnia swoją rolę jeżeli ... są sprawne. Uszkodzony ochronnik jest tylko atrapą. Tyle teorii.
Jak to ma się w praktyce. Otóż w budynkach użyteczności publicznej oraz budynkach mieszkalnych wielorodzinnych takie ochronniki montuje się, o tyle w domkach jednorodzinnych są one naprawdę rzadkością. A jeżeli już się je montuje, to tylko w tablicy rozdzielczej, i to na wyraźne żądanie właściciela, co jest odsetkiem promila. I tutaj zazwyczaj można się dopatrzyć typowych błędów wykonawczych, które przedładają mają też niestety na typowe rozwiązania promowane w literaturze.
Mamy typowy domek jednorodzinny, zasilany linią kablową. A na dachu typowy maszt z anteną TV, który oczywiście nie ma żadnego porządnego uziemienia, bo i po co. Gdzie mamy największe prawdopodobieństwo uderzenia pioruna. Chyba nie w złącze kablowe. Oczywiście, że w antenę, gdzie cały prąd pioruna popłynie do podłączonych do niej urządzeń. Nie łudźmy się, że da się go naprawić, nadaje się na złom. Powodem tego stanu jest też fakt, że u nas w kraju nie ma obowiązku montażu instalacji odgromowej na domkach jednorodzinnych, czego podłożem jest też niska statystyka uderzeń pioruna w takie budynki.
Tu jako ciekawostka, jeżeli budynek zasilany jest z linii napowietrznej, na której nawet nie ma ochronników (albo zjadł je ząb czasu tak jak w moim przypadku), to w przypadku bezpośredniego wyładowania w linię, przepięcie jakie dotrze do naszego budynku będzie zredukowane. Zakładając, że piorun uderzy w słup z którego mamy zasilanie, to i tak spora część prądu piorunowego odgałęzi się po głównej linii. Na dodatek jeżeli słup jest żelbetowy, to cześć prądu piorunowego popłynie bezpośrednio do ziemi poprzez zbrojenie słupa, które w tym przypadku jest jakimś uziemieniem.