Przyszedł mi do głowy inny pomysł. Oprawki połączyć po prostu równolegle bez względu na rodzaj i moc wkręconej lampy, tak, że poza półki ostatecznie wychodzi jeden kabel. A same lampy byłyby wkręcone do połowy, to znaczy, że trzymałyby się oprawek, ale ten dolny styl lampy nie dotykałby styku w oprawce, byłaby izolacja powietrzna, ale też tak, żeby lampy nie wypadały z oprawek.
Aby odpalić wybraną lampe, to by się ja dokręciło do końca, a kabel zasilający całą kolekcję (nie wiem jak to inaczej nazwać ) by się podłączyło do układu odpowiedniego do zasilania wybranej lampy. Tylko potem trzeba pamiętać o wykręceniu lampy z oprawki, bo potem się zapomni i przez nieuwagę odpali się lampę 70W statecznikiem do lampy 400W.
Tylko kable musiałyby być dobrej jakości i dobre zapłonniki, żeby impuls HV z układu zapłonowego mógł zasilić lampę, do której jest kilka metrów kabla od zapłonnika, w kiepskich kablach ten impuls potrafi zginąć i nie spowoduje wyładowania w lampie, sam tego doświadczałem i skrócenie tabla dzielącego układ zapłonowy od lampy pomagało.
To wkręcanie i wykręcanie lamp byłoby jako odpowiednik wyłączników, które proponuje Whites.
A co do podziału pod względem mocy, jak proponuje Whites, to pomysł też bardzo dobry, ale powodowałby konieczność modyfikacji instalacji elektrycznej przy przemieszczaniu lamp, jak jakaś przybędzie i dołączy do kolekcji.